Choć żyjemy w erze cyfrowej, drukowanie wciąż odgrywa istotną rolę w codziennym funkcjonowaniu – zarówno w biurach, szkołach, jak i w domach. Tonery do drukarek w Lublinie pozostają nieodzownym elementem pracy z dokumentami.
Mieszkasz w przedwojennym bloku i zastanawiasz się, czy warto wydać 200 złotych na filtr do wody? Sprawdziliśmy, co naprawdę leci z kranów w krakowskich kamienicach i czy Philips X-Guard Ultra AWP3756P1/10 to sensowna inwestycja, czy kolejny gadżet dla paranoików.
No dobra, zacznijmy od faktów, bo tu jest trochę do wyjaśnienia. Krakowska woda kranowa jest kurewsko dobra. Naprawdę. Według oficjalnych danych MPWiK za 2025 rok woda spełnia wszystkie normy, zarówno polskie jak i unijne. Ale to nie wszystko – w rankingu Europejskiej Organizacji Współpracy na rzecz Benchmarkingu z 2016 roku Kraków zajął drugie miejsce na świecie pod względem czystości wody. Wyprzedził nas tylko Singapur, co brzmi absurdalnie, ale to prawda.
Teraz pewnie myślisz sobie "no to git, po co mi jakiś filtr?". I tu zaczyna się problem. Bo widzisz, te wszystkie piękne statystyki dotyczą wody na wyjściu z zakładu uzdatniania. A co się dzieje zanim ta woda trafi do twojego kranu w kamienicy z 1910 roku? No właśnie.
Jeśli mieszkasz na Podgórzu, na przykład na Długosza czy w okolicy, to masz szczęście. Twoja woda pochodzi z Zakładu Uzdatniania Wody Raba w Dobczycach. To największy i najnowocześniejszy zakład w Krakowie, który zaopatruje blisko 60% mieszkańców miasta. Używają tam technologii dezynfekcji promieniami UV i podchlorynu sodu wytwarzanego z elektrolizy, a nie starego, dobrego chloru gazowego. Dlatego woda nie ma tego charakterystycznego basenowego smaku, który pamiętasz z dzieciństwa.
Źródło wody? Zbiornik Dobczycki na rzece Rabie. Czysta woda, nowoczesne technologie, wszystko teoretycznie gra. ZUW Raba to naprawdę kawał dobrej roboty – zakład został uruchomiony w 1974 roku i zaopatruje nie tylko Kraków, ale też kilka okolicznych gmin. Jakby nie patrzeć, masz najlepsze źródło wody w mieście.
Ale, i tu jest to kluczowe "ale"...
Tu zaczyna się rzeczywistość, która nie jest już taka różowa. Masz kamienicę z 1910 roku? Gratulacje, masz piękny klimat, wysokie sufity i prawdopodobnie instalację wodną, która pamięta jeszcze czasy zaboru austriackiego. I to jest problem, bo woda może przechodzić przez rury, które mają ponad sto lat.
W kamienicach z początku XX wieku standardowo używano rur ołowianych. Tak, ołowianych. Ołów był wtedy popularny, bo był miękki, łatwy w obróbce i tani. Problem w tym, że ołów jest toksyczny jak cholera i kumuluje się w organizmie. Dopiero gdzieś w latach 50. zaczęto przechodzić na żelazo i miedź.
Nawet jeśli ktoś wymienił główne piony na żelazne czy miedziane, to i tak mogą być fragmenty starej instalacji, złącza, odcinki. A żelazo? Po stu latach eksploatacji rdzewieje, tworzy osady, daje wodzie brunatny kolor i metaliczny smak. Wewnątrz takich rur robi się biofilm, w którym świetnie rozwijają się bakterie.
Oczywiście nie każda kamienica jest w takim stanie. Niektóre przeszły gruntowny remont i mają nową instalację. Ale jeśli nie jesteś pewien, kiedy ostatnio cokolwiek wymieniano, to masz prawo się zastanawiać, co właściwie wypływa ci z tego kranu.
Ołów to największy problem. Jest niewidoczny, nie ma smaku ani zapachu, a jednocześnie jest cholernie szkodliwy. Zaburza układ nerwowy, wpływa na IQ u dzieci, może powodować problemy z nerkami. NIE chcesz mieć ołowiu w wodzie pitnej.
Potem masz żelazo i mangan – to rdza, brunatne plamy, metaliczny posmak. Nie jest to super niebezpieczne, ale zdecydowanie nieprzyjemne. Bakterie? Stara instalacja to raj dla biofilmu i wszelkiego rodzaju mikroorganizmów. A osady mechaniczne to wszystko, co przez lata odkładało się w rurach – piasek, kamień, resztki metali.
Czy to znaczy, że na pewno masz skażoną wodę? Nie. Ale ryzyko istnieje i jest całkiem realne, zwłaszcza w tak starym budynku.
Dobra, przejdźmy do konkretów. Philips AWP3756P1/10 to taki filtr, który nakładasz na kran. Nie musisz nic wiercić, montować pod zlewozmywakiem, wzywać hydraulika. Po prostu przypinasz go na końcówkę kranu i działa. Używa technologii ultrafiltracji X-Guard Ultra, co brzmi jak coś z science fiction, ale tak naprawdę jest to po prostu bardzo dobry system wielostopniowej filtracji.
Filtr ma pojemność 1200 litrów. Brzmi dużo? W praktyce to zależy, jak go używasz. Jeśli cała rodzina będzie piła wodę z kranu, gotowała na niej i robiła herbatę, to starczy na jakieś 3-6 miesięcy. Technologia opiera się na aktywowanych włóknach węglowych i membranie o wielkości porów 0,1 mikrona. To cholernie małe – bakterie nie przejdą, mikroplastik nie przejdzie, osady nie przejdą.
Co dokładnie redukuje? Według specyfikacji to 99% chloru, 99,99% bakterii, ołów, pestycydy i mikroplastik. Brzmi jak lista życzeń hipochondryka, ale w przypadku starej kamienicy to właśnie te rzeczy mogą być problemem.
Najfajniejsza rzecz w tym filtrze to przełącznik. Masz dwa tryby – woda filtrowana i niefiltrowana. Do picia, gotowania, robienia kawy czy herbaty włączasz filtr. Do mycia naczyń, sprzątania, podlewania kwiatów – używasz zwykłej wody. Dzięki temu te 1200 litrów to faktycznie 1200 litrów czystej wody do picia, a nie sytuacja, w której woda się marnuje na zmywanie garnków.
Jest też cyfrowy licznik, który pokazuje, ile wody już przefiltrowałeś i kiedy trzeba wymienić wkład. To dobry patent, bo nie musisz zgadywać ani pamiętać dat. Licznik sam ci przypomni.
Cena? Około 200 złotych za całe urządzenie z pierwszym wkładem. Wymienne wkłady kosztują potem jakieś 100-120 złotych i starczają na te 1200 litrów. Jeśli porównasz to z kupowaniem wody butelkowanej – która kosztuje kilkaset złotych rocznie plus zostawiasz po sobie górę plastikowych śmieci – to wcale nie jest drogo.
Teraz ważna rzecz, o której producenci czasem nie mówią wprost. Ten filtr nie pasuje do każdego kranu. W zestawie są adaptery, które pasują do większości standardowych baterii kuchennych, ale są wyjątki.
Nie zadziała na kranach o gwincie mniejszym niż 15 mm lub większym niż 24 mm. W praktyce większość standardowych kranów kuchennych ma gwint 22 lub 24 mm, więc zazwyczaj będzie pasować. Problem pojawia się, jeśli masz jakiś designerski kran bez gwintu na końcu, baterię z wyciąganą słuchawką albo bardzo stary, nietypowy wylew.
Jak sprawdzić, czy zadziała? Zajrzyj pod kran i zobacz, czy na końcu wylewu jest gwint. Jeśli tak, to najprawdopodobniej będzie git. W kamienicach z 1910 roku zazwyczaj są zwykłe, standardowe krany, więc szanse są duże. Montaż zajmuje dosłownie 30 sekund – przypinasz, klikasz i gotowe. Zero narzędzi, zero kombinowania.
A jeśli nie pasuje? Większość sklepów daje 14 dni na zwrot, więc w najgorszym przypadku po prostu oddajesz i szukasz innego rozwiązania.
Okej, czas na konkrety. Czy warto wydać 200 złotych na ten filtr?
Jeśli mieszkasz w kamienicy sprzed 1950 roku i nie masz pojęcia, kiedy ostatnio wymieniano instalację wodną, to według mnie tak, warto. Nie dlatego, że krakowska woda z wodociągów jest zła – bo nie jest. Ale dlatego, że między zakładem uzdatniania a twoim kranem może dziać się różne dziwne rzeczy, a ty nie masz na to wpływu.
Ołów w wodzie to nie jest paranoja. To realny problem w starych budynkach.
Mieszkasz w przedwojennym bloku i zastanawiasz się, czy warto wydać 200 złotych na filtr do wody? Sprawdziliśmy, co naprawdę leci z kranów w krakowskich kamienicach i czy Philips X-Guard Ultra AWP3756P1/10 to sensowna inwestycja, czy kolejny gadżet dla paranoików.
No dobra, zacznijmy od faktów, bo tu jest trochę do wyjaśnienia. Krakowska woda kranowa jest kurewsko dobra. Naprawdę. Według oficjalnych danych MPWiK za 2025 rok woda spełnia wszystkie normy, zarówno polskie jak i unijne. Ale to nie wszystko – w rankingu Europejskiej Organizacji Współpracy na rzecz Benchmarkingu z 2016 roku Kraków zajął drugie miejsce na świecie pod względem czystości wody. Wyprzedził nas tylko Singapur, co brzmi absurdalnie, ale to prawda.
Teraz pewnie myślisz sobie "no to git, po co mi jakiś filtr?". I tu zaczyna się problem. Bo widzisz, te wszystkie piękne statystyki dotyczą wody na wyjściu z zakładu uzdatniania. A co się dzieje zanim ta woda trafi do twojego kranu w kamienicy z 1910 roku? No właśnie.
Mieszkasz w przedwojennym bloku i zastanawiasz się, czy warto wydać 200 złotych na filtr do wody? Sprawdziliśmy, co naprawdę leci z kranów w krakowskich kamienicach i czy Philips X-Guard Ultra AWP3756P1/10 to sensowna inwestycja, czy kolejny gadżet dla paranoików.
No dobra, zacznijmy od faktów, bo tu jest trochę do wyjaśnienia. Krakowska woda kranowa jest kurewsko dobra. Naprawdę. Według oficjalnych danych MPWiK za 2025 rok woda spełnia wszystkie normy, zarówno polskie jak i unijne. Ale to nie wszystko – w rankingu Europejskiej Organizacji Współpracy na rzecz Benchmarkingu z 2016 roku Kraków zajął drugie miejsce na świecie pod względem czystości wody. Wyprzedził nas tylko Singapur, co brzmi absurdalnie, ale to prawda.
Teraz pewnie myślisz sobie "no to git, po co mi jakiś filtr?". I tu zaczyna się problem. Bo widzisz, te wszystkie piękne statystyki dotyczą wody na wyjściu z zakładu uzdatniania. A co się dzieje zanim ta woda trafi do twojego kranu w kamienicy z 1910 roku? No właśnie.
Zanim przejdziemy dalej, warto wiedzieć, że nie cały Kraków pije tę samą wodę. To nie jest tak, że jest jeden wielki zbiornik i wszystko stamtąd leci. Miasto jest podzielone na strefy zasilania, a każda dostaje wodę z innego zakładu uzdatniania. To jest istotne, bo źródła są różne i jakość też może się nieznacznie różnić.
Kraków ma cztery główne Zakłady Uzdatniania Wody i każdy pobiera wodę z innego miejsca. ZUW Bielany czerpie z rzeki Sanki, ZUW Rudawa z rzeki Rudawy, ZUW Dłubnia z Dłubni, a ZUW Raba ze Zbiornika Dobczyckiego na rzece Rabie. Ten ostatni to gigant – zaopatruje blisko 60% mieszkańców Krakowa.
Jeśli mieszkasz na Podgórzu, masz szczęście. To właśnie stamtąd leci woda do całego rejonu Podgórza, Wolica, Wyciąże, Kościelniki, Ruszcza, Branice, Pleszów i częściowo Starego Miasta, Śródmieścia i Mistrzejowic. ZUW Raba to największy i najnowocześniejszy zakład w Krakowie, uruchomiony w 1974 roku. Używa dezynfekcji promieniami UV i podchlorynu sodu z elektrolizy, więc woda nie ma tego starego basenowego smaku chloru.
Źródło? Zbiornik Dobczycki. Czyściutka woda, bez zanieczyszczeń przemysłowych, nowoczesna technologia. Jeśli jesteś na Podgórzu w starej kamienicy, to co prawda instalacja może być problemem, ale sama woda, która do ciebie wpływa, jest top shelf.
ZUW Dłubnia zaopatruje głównie Nową Hutę i okoliczne osiedla. Zakład działa od 1960 roku i pobiera wodę z rzeki Dłubni. Używa dwutlenku chloru do dezynfekcji i podchlorynu sodu. To solidny zakład, choć nie tak duży jak Raba. Jeśli mieszkasz gdzieś w rejonie Mistrzejowic, Wzgórz Krzesławickich czy Nowej Huty, to prawdopodobnie twoja woda pochodzi stąd.
Dodatkowo w Mistrzejowicach jest małe ujęcie wody podziemnej, które wspomaga system w tej części miasta.
ZUW Rudawa, uruchomiony w 1955 roku, zaopatruje północno-zachodnią część Krakowa. Pobiera wodę z rzeki Rudawy i używa dwutlenku chloru do dezynfekcji. To jeden z pierwszych nowoczesnych zakładów w powojennej Polsce. Jeśli mieszkasz gdzieś w rejonie Bronowic, Krowodrzy czy dalej na zachód, twoja woda prawdopodobnie pochodzi stąd.
Rudawa miała swoje problemy w latach 70. i 80., kiedy rzeka była mocno zanieczyszczona przez okoliczny przemysł z Krzeszowic. Ale od lat 80. sytuacja się poprawiła, szczególnie gdy ZUW Raba zaczął odciążać system.
ZUW Bielany to najstarszy zakład w Krakowie, działający od 1901 roku. Pobiera wodę ze złóż podziemnych w rejonie Bielan oraz z rzeki Sanki. Zaopatruje około 70-150 tysięcy mieszkańców, głównie w rejonie Bielan, Zwierzyńca, częściowo centrum. W 2011 roku przeszedł gruntowną modernizację i teraz używa podchlorynu sodu z elektrolizy zamiast chloru gazowego.
To najstarszy system, ale wciąż działa i dostarcza dobrą wodę. Jeśli mieszkasz gdzieś w okolicy Błoń, Rynku, Zwierzyńca, prawdopodobnie to twoje źródło.
No dobra, mamy cztery zakłady, wszystkie produkują wodę spełniającą normy. Brzmi świetnie. Ale tu się zaczyna prawdziwy problem. Między zakładem uzdatniania a twoim kranem może być nawet kilkadziesiąt kilometrów rur. W przypadku ZUW Raba woda musi przebyć ponad 20 km, żeby dotrzeć do centrum Krakowa. Przez te kilometry może przechodzić przez różne rurociągi, zbiorniki wyrównawcze, hydrofornie.
A potem trafia do twojego budynku. I jeśli to kamienica z 1910 roku, to woda może przechodzić przez rury, które mają ponad sto lat.
W kamienicach z początku XX wieku standardowo używano rur ołowianych. Tak, ołowianych. Ołów był wtedy popularny, bo był miękki, łatwy w obróbce i tani. Problem w tym, że ołów jest toksyczny jak cholera i kumuluje się w organizmie. Dopiero gdzieś w latach 50. zaczęto przechodzić na żelazo i miedź.
Nawet jeśli ktoś wymienił główne piony na żelazne czy miedziane, to i tak mogą być fragmenty starej instalacji, złącza, odcinki. A żelazo? Po stu latach eksploatacji rdzewieje, tworzy osady, daje wodzie brunatny kolor i metaliczny smak. Wewnątrz takich rur robi się biofilm, w którym świetnie rozwijają się bakterie.
Oczywiście nie każda kamienica jest w takim stanie. Niektóre przeszły gruntowny remont i mają nową instalację. Ale jeśli nie jesteś pewien, kiedy ostatnio cokolwiek wymieniano, to masz prawo się zastanawiać, co właściwie wypływa ci z tego kranu.
Ołów to największy problem. Jest niewidoczny, nie ma smaku ani zapachu, a jednocześnie jest cholernie szkodliwy. Zaburza układ nerwowy, wpływa na IQ u dzieci, może powodować problemy z nerkami. NIE chcesz mieć ołowiu w wodzie pitnej. Potem masz żelazo i mangan – to rdza, brunatne plamy, metaliczny posmak. Nie jest to super niebezpieczne, ale zdecydowanie nieprzyjemne. Bakterie? Stara instalacja to raj dla biofilmu i wszelkiego rodzaju mikroorganizmów.
Czy to znaczy, że na pewno masz skażoną wodę? Nie. Ale ryzyko istnieje i jest całkiem realne, zwłaszcza w tak starym budynku.
Dobra, przejdźmy do konkretów. Philips AWP3756P1/10 to taki filtr, który nakładasz na kran. Nie musisz nic wiercić, montować pod zlewozmywakiem, wzywać hydraulika. Po prostu przypinasz go na końcówkę kranu i działa. Używa technologii ultrafiltracji X-Guard Ultra, co brzmi jak coś z science fiction, ale tak naprawdę jest to po prostu bardzo dobry system wielostopniowej filtracji.
Filtr ma pojemność 1200 litrów. Brzmi dużo? W praktyce to zależy, jak go używasz. Jeśli cała rodzina będzie piła wodę z kranu, gotowała na niej i robiła herbatę, to starczy na jakieś 3-6 miesięcy. Technologia opiera się na aktywowanych włóknach węglowych i membranie o wielkości porów 0,1 mikrona. To cholernie małe – bakterie nie przejdą, mikroplastik nie przejdzie, osady nie przejdą.
Co dokładnie redukuje? Według specyfikacji to 99% chloru, 99,99% bakterii, ołów, pestycydy i mikroplastik. Brzmi jak lista życzeń hipochondryka, ale w przypadku starej kamienicy to właśnie te rzeczy mogą być problemem.
Najfajniejsza rzecz w tym filtrze to przełącznik. Masz dwa tryby – woda filtrowana i niefiltrowana. Do picia, gotowania, robienia kawy czy herbaty włączasz filtr. Do mycia naczyń, sprzątania, podlewania kwiatów – używasz zwykłej wody. Dzięki temu te 1200 litrów to faktycznie 1200 litrów czystej wody do picia, a nie sytuacja, w której woda się marnuje na zmywanie garnków.
Jest też cyfrowy licznik, który pokazuje, ile wody już przefiltrowałeś i kiedy trzeba wymienić wkład. To dobry patent, bo nie musisz zgadywać ani pamiętać dat. Licznik sam ci przypomni.
Cena? Około 200 złotych za całe urządzenie z pierwszym wkładem. Wymienne wkłady kosztują potem jakieś 100-120 złotych i starczają na te 1200 litrów. Jeśli porównasz to z kupowaniem wody butelkowanej – która kosztuje kilkaset złotych rocznie plus zostawiasz po sobie górę plastikowych śmieci – to wcale nie jest drogo.
Teraz ważna rzecz. Ten filtr nie pasuje do każdego kranu. W zestawie są adaptery, które pasują do większości standardowych baterii kuchennych, ale są wyjątki. Nie zadziała na kranach o gwincie mniejszym niż 15 mm lub większym niż 24 mm. W praktyce większość standardowych kranów kuchennych ma gwint 22 lub 24 mm, więc zazwyczaj będzie pasować.
Problem pojawia się, jeśli masz jakiś designerski kran bez gwintu na końcu, baterię z wyciąganą słuchawką albo bardzo stary, nietypowy wylew. Jak sprawdzić, czy zadziała? Zajrzyj pod kran i zobacz, czy na końcu wylewu jest gwint. Jeśli tak, to najprawdopodobniej będzie git. W kamienicach z 1910 roku zazwyczaj są zwykłe, standardowe krany, więc szanse są duże.
Montaż zajmuje dosłownie 30 sekund – przypinasz, klikasz i gotowe. Zero narzędzi, zero kombinowania. A jeśli nie pasuje? Większość sklepów daje 14 dni na zwrot, więc w najgorszym przypadku po prostu oddajesz i szukasz innego rozwiązania.
Okej, czas na konkrety. Czy warto wydać 200 złotych na ten filtr?
Jeśli mieszkasz w kamienicy sprzed 1950 roku i nie masz pojęcia, kiedy ostatnio wymieniano instalację wodną, to według mnie tak, warto. Nie dlatego, że krakowska woda z wodociągów jest zła – bo nie jest. Ale dlatego, że między zakładem uzdatniania a twoim kranem może dziać się różne dziwne rzeczy, a ty nie masz na to wpływu.
Ołów w wodzie to nie jest paranoja. To realny problem w starych budynkach. Bakterie w biofilmie na rurach też. Jeśli nie masz pewności, co jest w twojej instalacji, filtr daje ci spokój ducha. Za 200 złotych masz pewność, że pijesz wodę bez ołowiu, bez bakterii, bez mikroplastiku.
Alternatywy? Możesz zlecić badanie wody w laboratorium za około 150 złotych. Dowiesz się wtedy, czy faktycznie masz problem. Ale nawet jeśli wynik będzie dobry, to była próbka z jednego dnia. Instalacja się zmienia, osady się odkładają, czasem coś w sieci się psuje. Filtr działa non-stop.
Możesz też wymienić całą instalację w mieszkaniu. To kosztuje kilka-kilkanaście tysięcy złotych, ale rozwiązuje problem u źródła. Jeśli planujesz generalny remont, to najlepsze rozwiązanie. Ale jeśli nie, to filtr za 200 zł to znacznie tańsza opcja.
Albo możesz dalej kupować wodę butelkowaną. Kosztuje kilkaset złotych rocznie, zostawiasz po sobie góry plastiku, a i tak nie wiesz, czy woda z butelki jest lepsza od kranówki. Badania pokazują, że często nie jest.
Mieszkasz w kamienicy z 1910 roku w Krakowie? Filtr Philips ma sens. Krakowska woda z wodociągów jest świetna – niezależnie czy jesteś na Podgórzu i dostajesz wodę z ZUW Raba, w Nowej Hucie z ZUW Dłubnia, na Krowodrzy z ZUW Rudawa czy na Bielanach z ZUW Bielany. Ale twoje rury niekoniecznie.
Za około 200 złotych masz spokój na kilka miesięcy i pewność, że pijesz wodę bez ołowiu i bakterii. To nie jest "must-have", ale przy twoich warunkach to sensowna inwestycja – szczególnie jeśli porównasz to z kosztem wody butelkowanej.
Czy to marketingowy kit? W przypadku nowych mieszkań – może tak. W przypadku stuletniej kamienicy? Raczej nie. Instalacja trwa 30 sekund, masz 14 dni na zwrot jeśli nie pasuje do kranu, więc ryzyko jest minimalne. Kup, przetestuj, zobacz czy ci odpowiada. Proste.
Źródła: Wodociągi Miasta Krakowa, MPWiK, specyfikacja techniczna Philips AWP3756P1/10, dane za 2025 roKrakowska kranówka w starej kamienicy – czy filtr Philips to must-have, czy marketingowy kit?
Mieszkasz w przedwojennym bloku i zastanawiasz się, czy warto wydać 200 złotych na filtr do wody? Sprawdziliśmy, co naprawdę leci z kranów w krakowskich kamienicach, ile możesz zaoszczędzić i czy Philips X-Guard Ultra AWP3756P1/10 to sensowna inwestycja, czy kolejny gadżet dla paranoików.
No dobra, zacznijmy od faktów, bo tu jest trochę do wyjaśnienia. Krakowska woda kranowa jest kurewsko dobra. Naprawdę. Według oficjalnych danych MPWiK za 2025 rok woda spełnia wszystkie normy, zarówno polskie jak i unijne. Ale to nie wszystko – w rankingu Europejskiej Organizacji Współpracy na rzecz Benchmarkingu z 2016 roku Kraków zajął drugie miejsce na świecie pod względem czystości wody. Wyprzedził nas tylko Singapur, co brzmi absurdalnie, ale to prawda.
Teraz pewnie myślisz sobie "no to git, po co mi jakiś filtr?". I tu zaczyna się problem. Bo widzisz, te wszystkie piękne statystyki dotyczą wody na wyjściu z zakładu uzdatniania. A co się dzieje zanim ta woda trafi do twojego kranu w kamienicy z 1910 roku? No właśnie.
Zanim przejdziemy dalej, warto wiedzieć, że nie cały Kraków pije tę samą wodę. To nie jest tak, że jest jeden wielki zbiornik i wszystko stamtąd leci. Miasto jest podzielone na strefy zasilania, a każda dostaje wodę z innego zakładu uzdatniania. To jest istotne, bo źródła są różne i jakość też może się nieznacznie różnić.
Kraków ma cztery główne Zakłady Uzdatniania Wody i każdy pobiera wodę z innego miejsca. ZUW Bielany czerpie z rzeki Sanki, ZUW Rudawa z rzeki Rudawy, ZUW Dłubnia z Dłubni, a ZUW Raba ze Zbiornika Dobczyckiego na rzece Rabie. Ten ostatni to gigant – zaopatruje blisko 60% mieszkańców Krakowa.
Jeśli mieszkasz na Podgórzu, masz szczęście. To właśnie stamtąd leci woda do całego rejonu Podgórza, Wolica, Wyciąże, Kościelniki, Ruszcza, Branice, Pleszów i częściowo Starego Miasta, Śródmieścia i Mistrzejowic. ZUW Raba to największy i najnowocześniejszy zakład w Krakowie, uruchomiony w 1974 roku. Używa dezynfekcji promieniami UV i podchlorynu sodu z elektrolizy, więc woda nie ma tego starego basenowego smaku chloru.
Źródło? Zbiornik Dobczycki. Czyściutka woda, bez zanieczyszczeń przemysłowych, nowoczesna technologia. Jeśli jesteś na Podgórzu w starej kamienicy, to co prawda instalacja może być problemem, ale sama woda, która do ciebie wpływa, jest top shelf.
ZUW Dłubnia zaopatruje głównie Nową Hutę i okoliczne osiedla. Zakład działa od 1960 roku i pobiera wodę z rzeki Dłubni. Używa dwutlenku chloru do dezynfekcji i podchlorynu sodu. To solidny zakład, choć nie tak duży jak Raba. Jeśli mieszkasz gdzieś w rejonie Mistrzejowic, Wzgórz Krzesławickich czy Nowej Huty, to prawdopodobnie twoja woda pochodzi stąd.
Dodatkowo w Mistrzejowicach jest małe ujęcie wody podziemnej, które wspomaga system w tej części miasta.
ZUW Rudawa, uruchomiony w 1955 roku, zaopatruje północno-zachodnią część Krakowa. Pobiera wodę z rzeki Rudawy i używa dwutlenku chloru do dezynfekcji. To jeden z pierwszych nowoczesnych zakładów w powojennej Polsce. Jeśli mieszkasz gdzieś w rejonie Bronowic, Krowodrzy czy dalej na zachód, twoja woda prawdopodobnie pochodzi stąd.
Rudawa miała swoje problemy w latach 70. i 80., kiedy rzeka była mocno zanieczyszczona przez okoliczny przemysł z Krzeszowic. Ale od lat 80. sytuacja się poprawiła, szczególnie gdy ZUW Raba zaczął odciążać system.
ZUW Bielany to najstarszy zakład w Krakowie, działający od 1901 roku. Pobiera wodę ze złóż podziemnych w rejonie Bielan oraz z rzeki Sanki. Zaopatruje około 70-150 tysięcy mieszkańców, głównie w rejonie Bielan, Zwierzyńca, częściowo centrum. W 2011 roku przeszedł gruntowną modernizację i teraz używa podchlorynu sodu z elektrolizy zamiast chloru gazowego.
To najstarszy system, ale wciąż działa i dostarcza dobrą wodę. Jeśli mieszkasz gdzieś w okolicy Błoń, Rynku, Zwierzyńca, prawdopodobnie to twoje źródło.
No dobra, mamy cztery zakłady, wszystkie produkują wodę spełniającą normy. Brzmi świetnie. Ale tu się zaczyna prawdziwy problem. Między zakładem uzdatniania a twoim kranem może być nawet kilkadziesiąt kilometrów rur. W przypadku ZUW Raba woda musi przebyć ponad 20 km, żeby dotrzeć do centrum Krakowa. Przez te kilometry może przechodzić przez różne rurociągi, zbiorniki wyrównawcze, hydrofornie.
A potem trafia do twojego budynku. I jeśli to kamienica z 1910 roku, to woda może przechodzić przez rury, które mają ponad sto lat.
W kamienicach z początku XX wieku standardowo używano rur ołowianych. Tak, ołowianych. Ołów był wtedy popularny, bo był miękki, łatwy w obróbce i tani. Problem w tym, że ołów jest toksyczny jak cholera i kumuluje się w organizmie. Dopiero gdzieś w latach 50. zaczęto przechodzić na żelazo i miedź.
Nawet jeśli ktoś wymienił główne piony na żelazne czy miedziane, to i tak mogą być fragmenty starej instalacji, złącza, odcinki. A żelazo? Po stu latach eksploatacji rdzewieje, tworzy osady, daje wodzie brunatny kolor i metaliczny smak. Wewnątrz takich rur robi się biofilm, w którym świetnie rozwijają się bakterie.
Oczywiście nie każda kamienica jest w takim stanie. Niektóre przeszły gruntowny remont i mają nową instalację. Ale jeśli nie jesteś pewien, kiedy ostatnio cokolwiek wymieniano, to masz prawo się zastanawiać, co właściwie wypływa ci z tego kranu.
Ołów to największy problem. Jest niewidoczny, nie ma smaku ani zapachu, a jednocześnie jest cholernie szkodliwy. Zaburza układ nerwowy, wpływa na IQ u dzieci, może powodować problemy z nerkami. NIE chchesz mieć ołowiu w wodzie pitnej. Potem masz żelazo i mangan – to rdza, brunatne plamy, metaliczny posmak. Nie jest to super niebezpieczne, ale zdecydowanie nieprzyjemne. Bakterie? Stara instalacja to raj dla biofilmu i wszelkiego rodzaju mikroorganizmów.
Czy to znaczy, że na pewno masz skażoną wodę? Nie. Ale ryzyko istnieje i jest całkiem realne, zwłaszcza w tak starym budynku.
Dobra, przejdźmy do konkretów. Philips AWP3756P1/10 to taki filtr, który nakładasz na kran. Nie musisz nic wiercić, montować pod zlewozmywakiem, wzywać hydraulika. Po prostu przypinasz go na końcówkę kranu i działa. Używa technologii ultrafiltracji X-Guard Ultra, co brzmi jak coś z science fiction, ale tak naprawdę jest to po prostu bardzo dobry system wielostopniowej filtracji.
Filtr ma pojemność 1200 litrów. Brzmi dużo? W praktyce to zależy, jak go używasz. Jeśli cała rodzina będzie piła wodę z kranu, gotowała na niej i robiła herbatę, to starczy na jakieś 3-6 miesięcy. Technologia opiera się na aktywowanych włóknach węglowych i membranie o wielkości porów 0,1 mikrona. To cholernie małe – bakterie nie przejdą, mikroplastik nie przejdzie, osady nie przejdą.
Co dokładnie redukuje? Według specyfikacji to 99% chloru, 99,99% bakterii, ołów, pestycydy i mikroplastik. Brzmi jak lista życzeń hipochondryka, ale w przypadku starej kamienicy to właśnie te rzeczy mogą być problemem.
Najfajniejsza rzecz w tym filtrze to przełącznik. Masz dwa tryby – woda filtrowana i niefiltrowana. Do picia, gotowania, robienia kawy czy herbaty włączasz filtr. Do mycia naczyń, sprzątania, podlewania kwiatów – używasz zwykłej wody. Dzięki temu te 1200 litrów to faktycznie 1200 litrów czystej wody do picia, a nie sytuacja, w której woda się marnuje na zmywanie garnków.
Jest też cyfrowy licznik, który pokazuje, ile wody już przefiltrowałeś i kiedy trzeba wymienić wkład. To dobry patent, bo nie musisz zgadywać ani pamiętać dat. Licznik sam ci przypomni.
Cena? Około 200 złotych za całe urządzenie z pierwszym wkładem. Wymienne wkłady kosztują potem jakieś 100-120 złotych i starczają na te 1200 litrów. Jeśli porównasz to z kupowaniem wody butelkowanej – która kosztuje kilkaset złotych rocznie plus zostawiasz po sobie górę plastikowych śmieci – to wcale nie jest drogo.
Okej, teraz konkretna matma, bo to jest kluczowe. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, ile faktycznie wydają na wodę butelkowaną rocznie. Policzmy to dokładnie.
Załóżmy, że jesteś przeciętną osobą i pijesz około 2 litry wody dziennie (zalecane minimum to 1,5-2L). Kupujesz tanie 1,5L butelki wody za około 1,50 zł sztuka (w Biedronce czy Lidlu). To daje:
Dziennie: 2 litry = około 1,3 butelki ≈ 2 zł
Miesięcznie: 2 zł × 30 dni = 60 zł
Rocznie: 60 zł × 12 = 720 zł
I to tylko dla jednej osoby! Jeśli mieszkasz z kimś albo macie rodzinę, pomnóż to razy 2, 3 lub 4. Rodzina dwuosobowa wydaje rocznie około 1440 zł na wodę butelkowaną. Plus musisz to dźwigać ze sklepu, składować w mieszkaniu, a potem wyrzucać tony plastiku.
Według danych MPWiK cena wody w Krakowie to około 6,50 zł za metr sześcienny (1000 litrów). Policzmy:
Dziennie: 2 litry = 0,002 m³ × 6,50 zł = 0,013 zł
Miesięcznie: 0,013 zł × 30 = 0,39 zł
Rocznie: 0,39 zł × 12 = 4,68 zł
Tak, dobrze widzisz. Niecałe 5 złotych rocznie. To jest różnica 720 zł vs 5 zł. Oszczędzasz 715 złotych rocznie na osobę, rezygnując z wody butelkowanej.
Teraz dorzućmy koszt filtra do równania:
Koszt początkowy: 200 zł (urządzenie + pierwszy wkład na 1200L)
Koszt wkładów: 100-120 zł za 1200L
Jeśli pijesz 2L dziennie, to 1200L starczy ci na 600 dni, czyli około 20 miesięcy (prawie 2 lata). Ale realistycznie, używając wody też do gotowania, powiedzmy że starczy na rok.
Pierwszy rok:
Kolejne lata:
Porównajmy do wody butelkowanej (720 zł/rok):
Oszczędność w pierwszym roku: 720 - 205 = 515 zł
Oszczędność w kolejnych latach: 720 - 125 = 595 zł rocznie
Dla rodziny dwuosobowej te liczby się podwajają. W praktyce filtr się zwraca w pierwszym miesiącu użytkowania.
Sporo osób myśli "okej, ale wolę wodę gazowaną, więc kupię SodaStream". To faktycznie dobry ruch, ale policzmy to dokładnie.
SodaStream – koszt początkowy:
Koszty eksploatacji:
Jeśli pijesz 2L gazowanej wody dziennie:
Miesięcznie: 60L = 1 butla = 40 zł
Rocznie: 40 zł × 12 = 480 zł (+ około 300 zł za urządzenie w pierwszym roku)
Woda gazowana butelkowana kosztuje znacznie więcej niż zwykła – około 2,50-3 zł za 1,5L. To daje:
Rocznie (gazowana butelkowana): około 1200 zł
Oszczędność z SodaStream: 1200 - 480 = 720 zł rocznie (po pierwszym roku)
SodaStream ma sens, ale tylko jeśli faktycznie pijesz gazowaną. Jeśli pijesz zwykłą wodę, filtr Philips + kranówka to zdecydowanie tańsza opcja.
Najlepsze rozwiązanie? Połączenie obu. Filtr Philips oczyszcza wodę z ołowiu i bakterii, a potem możesz jej część nagazować w SodaStream. Masz wtedy czystą, gazowaną wodę za grosze.
Koszty roczne (Philips + SodaStream):
Vs woda gazowana butelkowana: 1200 zł
Oszczędność: 595 zł rocznie + żadnego plastiku do wyrzucenia.
Teraz ważna rzecz. Ten filtr nie pasuje do każdego kranu. W zestawie są adaptery, które pasują do większości standardowych baterii kuchennych, ale są wyjątki. Nie zadziała na kranach o gwincie mniejszym niż 15 mm lub większym niż 24 mm. W praktyce większość standardowych kranów kuchennych ma gwint 22 lub 24 mm, więc zazwyczaj będzie pasować.
Problem pojawia się, jeśli masz jakiś designerski kran bez gwintu na końcu, baterię z wyciąganą słuchawką albo bardzo stary, nietypowy wylew. Jak sprawdzić, czy zadziała? Zajrzyj pod kran i zobacz, czy na końcu wylewu jest gwint. Jeśli tak, to najprawdopodobniej będzie git. W kamienicach z 1910 roku zazwyczaj są zwykłe, standardowe krany, więc szanse są duże.
Montaż zajmuje dosłownie 30 sekund – przypinasz, klikasz i gotowe. Zero narzędzi, zero kombinowania. A jeśli nie pasuje? Większość sklepów daje 14 dni na zwrot, więc w najgorszym przypadku po prostu oddajesz i szukasz innego rozwiązania.
No i jeszcze jedna rzecz, o której warto wspomnieć. Plastik. Jeśli pijesz 2 litry wody dziennie z butelek 1,5L, to rocznie wyrzucasz około 487 plastikowych butelek. Dla rodziny dwuosobowej to prawie 1000 butelek rocznie.
Nawet jeśli segregujesz śmieci i oddajesz plastik do recyklingu, to i tak produkcja tych butelek zużywa zasoby, energię, transport. Filtr na kranie to praktycznie zero odpadów – wymieniasz wkład raz na rok, to wszystko.
Jeśli chociaż trochę dbasz o środowisko, to samo to jest wystarczającym powodem, żeby przestać kupować wodę w plastiku.
Okej, czas na konkrety. Czy warto wydać 200 złotych na ten filtr?
Jeśli mieszkasz w kamienicy sprzed 1950 roku i nie masz pojęcia, kiedy ostatnio wymieniano instalację wodną, to według mnie tak, zdecydowanie warto. Nie dlatego, że krakowska woda z wodociągów jest zła – bo nie jest. Ale dlatego, że między zakładem uzdatniania a twoim kranem może dziać się różne dziwne rzeczy, a ty nie masz na to wpływu.
Ołów w wodzie to nie jest paranoja. To realny problem w starych budynkach. Bakterie w biofilmie na rurach też. Jeśli nie masz pewności, co jest w twojej instalacji, filtr daje ci spokój ducha. Za 200 złotych masz pewność, że pijesz wodę bez ołowiu, bez bakterii, bez mikroplastiku. I jednocześnie oszczędzasz minimum 500 złotych rocznie w porównaniu do wody butelkowanej.
Alternatywy? Możesz zlecić badanie wody w laboratorium za około 150 złotych. Dowiesz się wtedy, czy faktycznie masz problem. Ale nawet jeśli wynik będzie dobry, to była próbka z jednego dnia. Instalacja się zmienia, osady się odkładają, czasem coś w sieci się psuje. Filtr działa non-stop.
Możesz też wymienić całą instalację w mieszkaniu. To kosztuje kilka-kilkanaście tysięcy złotych, ale rozwiązuje problem u źródła. Jeśli planujesz generalny remont, to najlepsze rozwiązanie. Ale jeśli nie, to filtr za 200 zł to znacznie tańsza opcja.
Albo możesz dalej kupować wodę butelkowaną. Kosztuje 720 złotych rocznie, zostawiasz po sobie 500 plastikowych butelek, a i tak nie wiesz, czy woda z butelki jest lepsza od kranówki. Badania pokazują, że często nie jest.
Mieszkasz w kamienicy z 1910 roku w Krakowie? Filtr Philips ma sens. Krakowska woda z wodociągów jest świetna – niezależnie czy jesteś na Podgórzu i dostajesz wodę z ZUW Raba, w Nowej Hucie z ZUW Dłubnia, na Krowodrzy z ZUW Rudawa czy na Bielanach z ZUW Bielany. Ale twoje rury niekoniecznie.
Za około 200 złotych (które zwrócą ci się w pierwszy miesiąc) masz spokój na cały rok i pewność, że pijesz wodę bez ołowiu i bakterii. Oszczędzasz minimum 500 złotych rocznie, nie dźwigasz butelek ze sklepu i nie produkujesz ton plastikowych śmieci.
Czy to marketingowy kit? W przypadku nowych mieszkań – może tak. W przypadku stuletniej kamienicy? Absolutnie nie. To po prostu ma sens finansowy, zdrowotny i ekologiczny.
Instalacja trwa 30 sekund, masz 14 dni na zwrot jeśli nie pasuje do kranu, więc ryzyko jest minimalne. Kup, przetestuj, zobacz czy ci odpowiada. Za te pieniądze nawet jeśli nie będziesz zadowolony, to i tak mniej stracisz niż na dwóch miesiącach kupowania wody w butelkach.
Źródła: Wodociągi Miasta Krakowa, MPWiK, specyfikacja techniczna Philips AWP3756P1/10, ceny wody butelkowanej z Biedronki/Lidla, taryfa MPWiK 2024/2025
Choć żyjemy w erze cyfrowej, drukowanie wciąż odgrywa istotną rolę w codziennym funkcjonowaniu – zarówno w biurach, szkołach, jak i w domach. Tonery do drukarek w Lublinie pozostają nieodzownym elementem pracy z dokumentami.
Aqua aerobik, znany również jako aquafitness, hydroaerobik czy fitness wodny, to jedna z najszybciej rosnących form aktywności fizycznej na świecie.
Nairobi, tętniąca życiem stolica Kenii, to fascynujące połączenie afrykańskiej dzikiej przyrody, nowoczesnej architektury i bogatej kultury.
Skuter to doskonały sposób na omijanie korków i ekonomiczne poruszanie się po mieście. Wielu właścicieli skuterów cieszy się swobodą jazdy, zapominając o jednym ważnym szczególe – obowiązkowym przeglądzie technicznym.
Zatrzymanie przez policję to sytuacja, która wywołuje stres u większości kierowców. Serce zaczyna bić szybciej, w głowie pojawiają się pytania: "Co zrobiłem? Czy mam wszystkie dokumenty? Czy mogą mnie ukarać?"
Bartosz Żukowski, czyli niezapomniany Walduś z kultowego serialu "Świat według Kiepskich", wciąż przyciąga uwagę publiczności. Ale co robi teraz, kilka lat po zakończeniu emisji serialu, który przyniósł mu ogólnopolską sławę?
Opóźniony lot to frustrujące doświadczenie, które psuje plany urlopowe, biznesowe spotkania i po prostu dzień.